Fajnie jest żyć w kraju, gdzie albo mieszka się w górach, albo góry te są tuż za rogiem. Przykładowo o godzinę drogi, jeżeli jesteśmy akurat w Zurychu. Ale jeszcze przyjemniejszy jest fakt, że o 4 godziny drogi (pociągiem) jest od nas oddalony może nie najwyższy szczyt Alp, ale na pewno bardzo charakterystyczny i fascynujący w […]
Centrum Zurychu jest urocze. Tak bym je określiła – z gęsto osadzonymi wysokimi kamieniczkami, które czynią ulice dość wąskimi (komunikacja głównie tramwajowa), spozierającymi na przechodniów ponad pajęczyną trakcji, która rozrosła się nad miastem obejmując zuryskie sklepienie.
Od razu wiedziałam w jaki sposób będę spędzać wolne weekendy w Szwajcarii. Jeżeli tylko pogoda i warunki pozwolą – wypad w góry. Tych tam nie brakowało. Widziałam je z okien biura w którym pracowałam, widziałam je na horyzoncie Zuryskiego jeziora. Wystarczyło wyjechać godzinę za miasto i było się w Alpach.
O czym myślą szwajcarskie krowy? O czym nie wiedzą nepalskie lamy? Owce – takie pocieszne zwierzęta. Pokręcone jak ich sierść. Żrą sobie bezwiednie trawkę, patrzą w błękitne tyrolskie niebo, wiodą swój sielankowy żywot.
Choć choinkę Swarovskiego dawno już rozstawiono na dworcu głównym w Zurychu (takie rzeczy to tylko w Szwajcarii), a mnie już tam nie ma i być może wcześniej należało stwierdzić ten fakt, udowodnić zdjęciem, to jednak zostawiam to na przeddzień Wigilii, by skorzystać z okazji i przystroić w życzenia świąteczne.
Nie jadam tam, nie ma tam nic co mogłabym przyswoić, i sądzę, że nawet gdyby było, nie odwiedzałabym tej śmieciodajni. Mimo to jestem zafascynowana działalnością fastfoodowego potentanta na różnych długościach geograficznych świata.
Czasami w niektóre miejsca trzeba pojechać, żeby przekonać się, że czegoś się nie lubi. Ja nie lubię zwiedzania miast. Taki wniosek mnie naszedł po wizycie we francuskiej części Szwajcarii.
Ubolewam (nawet bardzo) nad tym, że nie mogę napisać nic porywczego, odkrywczego ani wybornego na mój ulubiony temat podróżniczo-kulturowy. Jedzenie w Szwajcarii. W zamian będzie o czekoladzie i szwajcarskich krowach.
Zagadka niedzielnej apokalipsy wyjaśniona – wszelki dorobek ludzki w dzień święty przeznaczony do odpoczynku jest zamknięty. Pierwszej niedzieli, zaraz po przylocie, nawet mnie to nie dziwi. Było późno, no raczej logiczne, że wszystko zamknięte.